Forum brukselka Strona Główna brukselka
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Praca literata

 
Odpowiedz do tematu    Forum brukselka Strona Główna » LUDZIE HISTORII, NAUKI, KULTURY... Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Praca literata
Autor Wiadomość
zielonomi
zielony yeti


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post Praca literata
Flaubert:

Głowa mi krąży z nudy, niechęci i zmęczenia. Przesiedziałem cztery godziny, a nie mogłem złożyć jednego zdania. Nie napisałem dziś ani jednej linijki albo raczej nabazgrałem całą setkę. Co za okropna praca! Co za nuda! O sztuko! sztuko!

Maupassant podpatrzył raz Flauberta podczas jego pracy. Widział jego twarz czerwoną od gwałtownego napływu krwi i chmurny wzrok biegnący po napisanej karcie, jak jego ręka sięga po pióro i zaczyna pisać bardzo powoli. Flaubert co chwila się zatrzymywał, skreślał, dopisywał, znów kreślił, znów wtrącał słowa u góry, z boku, w poprzek. Sapał jak drwal. Policzki nabrzmiały, żyły wystąpiły na skronie, szyja była wzdęta, czuło się w całym ciele naprężone mięśnie: stary lew toczył rozpaczliwą walkę z myślą i słowem.

Reymont,
pisząc zakończenie pierwszego tomu Chłopów z weselem Boryny, pracował bez przerwy trzy dni i trzy noce, aż się rozchorował.

Proust
raz w nocy, podczas nalotu niemieckich samolotów, pobiegł zapytać Fernandeza Ramona jak dokładnie brzmi wymowa włoskiego zwrotu senza rigore. Użył go właśnie w zdaniu, ale nie był pewny, czy jego barwa dźwiękowa nie kłóci się z rymem całej frazy. Dla dwóch słów przerwał pracę i będąc słabym przemierzył pół Paryża nie zważając na niebezpieczeństwo.

George Sand
pisała regularnie do jedenastej wieczorem i jeśli pół godziny przed czasem skończyła powieść, brała świeżą kartkę i zaczynała nową.

Balzac
słuchał raz z niecierpliwością przyjaciela, który mu opowiadał o chorobie w domu, wreszcie przerwał: No dobrze, ale wróćmy do rzeczywistości, mówmy o Eugenii Grandet!Eugenia, bohaterka jego powieści, była dlań bardziej rzeczywista niż ludzie, z którymi utrzymywał stosunki w życiu.

Conrad:

Od dwóch lat nie oglądałem ani jednego obrazu, nie słuchałem ani urywka muzyki, nie miałem nawet chwili wytchnienia w zwyczajnej ludzkiej rozmowie.

* J. Parandowski, Alchemia słowa


Ostatnio zmieniony przez zielonomi dnia Nie 22:51, 22 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy
Nie 1:33, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
zielonomi
zielony yeti


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Nieco bardziej współcześnie
depresyjno-obsesyjnie:

[link widoczny dla zalogowanych]

Ile zarabia początkujący pisarz?

[link widoczny dla zalogowanych]


I znowu szczypta obsesji:

Agnieszka Wolny-Hamkało: Jest pan bardzo pracowitym autorem. Proszę zdradzić receptę, jak to utrzymywać.

Jonathan Carroll: To pewien rodzaj obsesji i działania kompulsywne sprawiają, że organizowanie pracy pisarskiej staje się o wiele łatwiejsze. To tylko w połowie żart.

A.W-H.: Pisarstwo to nieraz ciężka żmudna praca nie zawsze kończąca się uznaniem czytelników. Dlaczego zdecydował się pan na tak niewdzięczną robotę?

J.C.: Człowiek nie decyduje, że „zostanie pisarzem”. To coś samo cię wybiera. Tak, to trudna i często nieopłacalna praca, więc pisarze, którzy postanawiają zostać przy swojej pasji, muszą być optymistami. Dla mnie zawód pisarza to błogosławieństwo. Jaka jeszcze praca pozwala żyć z opowiadania historii? Zarabiać w ten sposób?

A.W-H.: Czytelnicy uwielbiają pańskie książki, ale krytycy bywają surowi. Jak radzi pan sobie z krytyką?

J.C.: Większość krytyków to niezrealizowani powieściopisarze albo poeci. Sami marzą o tym, żeby odnieść literacki sukces. W rezultacie wielu z nich to frustraci – są zestresowani sukcesem poczytnego pisarza i swoim własnym niepowodzeniem. Naprawdę dobrzy krytycy tworzą, kreują coś zupełnie nowego, bazując na tym, co stworzył pisarz. Ale tacy zdarzają się rzadko. Czytam omówienia moich książek, niezależnie od tego, czy są pozytywne, czy negatywne – z dużym dystansem.

A.W-H.: Każda z pana książek oparta jest na jakimś zaskakującym pomyśle fabularnym. Ma pan na to swoją metodę?

J.C.: Nie wiem, skąd się biorą moje pomysły. Patrzę przez okno, piję kawę, wychodzę na spacer z psem – żyję normalnym życiem. I zdarza się, że one po prostu się pojawiają. To jest jednak rodzaj procesu magicznego i nie staram się tego analizować. Ponieważ, jak mawiamy w Anglii – jeśli coś działa, nie staraj się tego zmieniać.

A.W-H.: Co stymuluje pana do pisania? Alkohol, podróże, rausz spowodowany zakochiwaniem się?

J.C.: Nie piję i przestałem czerpać przyjemność z podróżowania, więc w moim przypadku musi to być kobieta. I dodatkowo, przekonanie, że świat nie chce niczego ode mnie, za to ja mam światu kilka rzeczy do powiedzenia, zanim umrę – mam nadzieję, że to uczyni go bardziej zrozumiałym albo prostszym dla tych, którzy czytają moje książki.

A.W-H.: Co umieściłby pan po stronie strat, wybierając zawód pisarza?

J.C.: Straciłem możliwość bycia normalną częścią społeczeństwa. Wszyscy pisarze spędzają mnóstwo czasu samotnie zamknięci w swoim pokoju. Przegapiają wiele imprez i szans, by poznać interesujących ludzi. Na szczęście postacie, które kreują w swoich własnych historiach, kompensują wszystkie te spotkania, które w rzeczywistym świecie nie mają szansy się odbyć.

A.W-H.: Ma pan gotową historię w głowie, kiedy zasiada pan do pisania? Czy raczej historia powstaje, rośnie, zmienia się podczas procesu twórczego?

J.C.: Zaczynam powieść mając w głowie tylko pierwsze zdanie książki albo tytuł. Nie wiem nic więcej.

[link widoczny dla zalogowanych]


Dwumiesięcznik "Kultura" czerwiec/lipiec 2004
Autorka: Katarzyna Andrejuk
Fragment:


Najgorszą radą, jakiej możemy udzielić młodym pisarzom, to aby pisali o tym, o czym wiedzą. Co za nonsens! Użyj wyobraźni. Annie Proulx

Do podstaw dyscypliny pisarskiej powinno należeć codzienne notowanie wszystkiego, co zauważę w swoim życiu. Antonia Byatt



Jak żyć?

Mit o swobodnym stylu życia artystów jest tematem dowcipnej powieści Andrzeja Stasiuka "Jak zostałem pisarzem (próba autobiografii intelektualnej)" (Wyd. Czarne, 1998).

Stasiuk, wróg zinstytucjonalizowanego kształcenia i chyba wszelkiej regularnej pracy, pokornie zaznacza:
"Zawsze podziwiałem rockendrolowców. Nigdy nie podziwiałem pisarzy. Zawsze chciałem być taki jak Iggy Pop, a nigdy nie chciałem być taki jak na przykład Ignacy Kraszewski albo Władysław Reymont. Gdzieś w moim życiu musiała zajść jakaś pomyłka. Wciąż jest we mnie rozdarcie. Do tej pory zazdroszczę Rafałowi Kwaśniewskiemu, a kompletnie nie zazdroszczę Czesławowi Miłoszowi".

Życiorys Stasiuka to gotowy materiał na powieść. Często przejawia się wątek alkoholowy, do tego dochodzi ucieczka z wojska i pobyt w więzieniu, gdzie pisarz był uczestnikiem buntu...
"To był najgorszy oddział w kryminale. Nigdzie lepiej mi się nie siedziało. Trzymali tam tych z największym temperamentem. Nigdy się nie nudziliśmy. Nowym robiło się tatuaż aluminiowym szpikulcem na klacie. Wszyscy z szóstego oddziału mieli białe blizny".
Czy można napisać nudną książkę, mając tak barwne życie? Byłoby to chyba dość trudne. Napisać ciekawą powieść, wiodąc życie miałkie i nudne - to dopiero ambitny cel.
Można go jednak osiągnąć, czego dowiódł Stephen King.

Kontrastowe biografie i postawy życiowe Kinga i Stasiuka wskazują, że do pisarstwa można dochodzić bardzo różnymi ścieżkami.
King z egzaltacją przestrzega:
"Możecie podchodzić do pisania ze zdenerwowaniem, podnieceniem, nadzieją czy nawet rozpaczą. Możecie zabierać się do dzieła z zaciśniętymi pięściami i zmróżonymi oczami, gotowi skopać tyłek światu i wszystkich zadziwić. (...) Podchodźcie do tego, jak chcecie, byle nie lekko. Powtarzam: Nie można podchodzić lekko do pustej kartki".

King to typ pracoholika i solidnego rzemieślnika wierzącego w mrówczą pracę i samodoskonalenie. Nigdy nie wiódł swobodnego życia w stylu artystycznej cyganerii. Pracował m.in. w fabryce i w pralni; potem udało mu się znaleźć posadę nauczyciela. Przez cały czas wytrwale pisał i dobijał się do drzwi wydawnictw. Pierwsze opowiadania publikował w pisemkach dla niewybrednych czytelników. Jak sam przyznaj były to teksty absolutnie grafomańskie. I może to poczucie humoru oraz dystans do siebie uczyniły z niego z czasem prawdziwego pisarza.

Odrębny temat w książce Kinga to zastanawiająca korelacja między pisaniem i przyjmowaniem używek. Kingowi nie udało się uniknąć typowych pułapek na młodych wrażliwców - alkoholizmu i narkomanii. Koło ratunkowe rzuciła mu rodzina, dzięki której wydobył się z nałogów. W swoim autobiograficznym poradniku przyznaje jednak po latach, że dwie jego najlepszych powieści: "Lśnienie" oraz "Cujo" powstały, kiedy był pod wpływem środków odurzających.

Co czytać?

"Jeśli chcecie zostać pisarzami, przede wszystkim powinniście pamiętać o dwóch rzeczach: dużo czytać i dużo pisać. Nie da się tego uniknąć" - poucza King. Zaznacza, że lektura złej książki często uczy dużo więcej niż najlepsze warsztaty pisarskie, bo pozwala naocznie przekonać się, jakich błędów należy unikać. Mierna literatura ma też wyjątkową moc przywracania wiary we własne siły. Według Kinga, jednym z najmilszych momentów w życiu twórcy jest chwila, gdy odkłada jakąś książkę z myślą - sam napisałbym lepiej...

Tematem podobnym zajął się też Henry Miller w "Książkach mojego życia" (Noir Sur Blanc, 2002).
Autor "Zwrotnika Raka" wspomina m.in. jak został wyrzucony z pracy, ponieważ zajmował się lekturą Nietzschego zamiast redagowaniem katalogów wysyłkowych.
Jego komentarz:"dobrze się stało, bo kto myśli poważnie a pisaniu, powinien poświęcić się temu całkowicie, bez rozpraszania uwagi na inne zajęcia."

Jak używać pióra?

Kwestię używania nieprzesadnego języka porusza też King:
"Tajemnica dobrego opisu opiera się z jednej strony na wyraźnym widzeniu, a z drugiej na jasnym pisaniu, używaniu prostego słownictwa i świeżych obrazów".
Jego zalecenia to zwięzłość, precyzja, klarowność. Pisanie powieści jest, według Kinga, przede wszystkim wykreślaniem zbędnych słów. Autor "Pamiętnika rzemieślnika" uprzedza, by nie pałać nadmierną miłością do własnej prozy. Jeśli jakiś kawałek wydaje się nam szczególnie udany - to znak, że należy go natychmiast usunąć.


Ostatnio zmieniony przez zielonomi dnia Nie 12:13, 05 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Nie 0:57, 05 Kwi 2009 Zobacz profil autora
zielonomi
zielony yeti


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Nieco bardziej żartobliwie Mruga

Magdalena Kałużyńska, Homo sapiens pisarz
fragment:


W tym momencie mogę przejść do meritum wykładu, a mianowicie do przytoczenia panującego i ogólnie znanego obrazu literaturotwórcy, jak również postaram się przybliżyć Państwu skojarzenia, jakie w świadomości ludzkiej wywołuje słowo "pisarz".

"Ten, który nie śpi, tylko bazgrze węglem na bawolej skórze" – tak powiedzieliby Indianie z powieści Karola Maya. "Ali ali abuntali" – mniej więcej w ten sposób (głównie fonetycznie) brzmiałoby w ustach przedstawiciela społeczności Maorysów. "Dawajcie tu skrybę, mordę mu obiję" – jak miał w zwyczaju mawiać pijany warchoł-szlachcic po lekturze swojej autobiografii. Ostatni przykład reakcji na pisarza nie jest prosty do interpretacji, ponieważ pochodzi z czasów kamienia łupanego i dotyczy tegoż kamienia właśnie, jak również głowy homo-nie-za-bardzo-sapiens, który posiadał pierwotną zdolność bazgrania patykiem w mokrym (lub suchym – w zależności od możliwości) piachu.

Na powyższych przykładach widać, że postać pisarza zawsze spotykała się z przyjęciem miej lub bardziej burzliwym. Reakcje takie można było obserwować na przestrzeni wieków i można je obserwować w społeczeństwach funkcjonujących obecnie.
Stereotyp wynikający z tego jest prosty, a mianowicie brzmi:
pisarz powinien posiadać wrodzoną odporność na wstrząsy, zarówno cielesne jak i psychiczne.
Na pierwszy rzut oka może to się okazać niewykonalne, biorąc pod uwagę rodzaj wrażliwości percepcyjnej piszącego. Sprzeczność polega na tym, że ciągoty do twórczości mogą się okazać (i najczęściej się okazują) silniejsze niż tak zwany zdrowy rozsądek, jak również silniejsze od pokutujących nakazów społecznych dotyczących higienicznego trybu życia (osiem godzin snu, osiem godzin pracy, trzy posiłki dziennie, ograniczony dostęp do czekolady).

Problem zaczyna się w momencie, kiedy osobnik poczuje zew natury-literatury mniej lub bardziej pięknej i temu instynktowi właśnie będzie skłonny ulec. I najczęściej, ku swojemu zadowoleniu, ulega. Następnie popada w nałóg. Symptomy są widoczne.
Narastający pociąg do czytania, zubożenie materialne spowodowane częstymi wizytami w przybytkach masowego rozprowadzania książek, uczestniczenie w spotkaniach środowiskowych grup zorganizowanych, aż w końcu następuje przełom. Osobnik sięga po środki wyrazu ostatecznego – narzędzie do pisania.
W momencie ujawnienia skłonności zdarza się, że powstaje sytuacja stresogenna, następnie konflikt z przedstawicielami otoczenia najbliższego na poziomie relacji interpersonalnych. Czyli, potocznie mówiąc, kłótnia w rodzinie gotowa.
Zwierząt domowych badanie nie dotyczyło, tak więc fakt pogryzienia nie wpłynął na wynik obserwacji.
Reakcje, mówiąc brzydko, współplemieńców, można oczywiście tłumaczyć jako uaktywnienie systemu obronnego i chęć odepchnięcia ogarniętego nałogiem od realizacji jego zamierzeń.

I dochodzimy do kolejnego poglądu, który dotyczy pisarskiego stylu życia. Skoro ktoś zaczyna parać się tworzeniem literatury, to również od razu zaczyna prowadzić się nieadekwatnie do ogólnie przyjętych standardów zachowania. Oczywiście nie zawsze i to tylko przykład, ale osobnik zmienia tryb życia na nocny, wypala niewyobrażalne ilości papierosów, przyswaja płynną kofeinę w dawkach przekraczających dopuszczalne normy wytrzymałościowe organizmu i, w zależności od posiadanego narzędzia pracy, nadwyręża wzrok (na przykład poprzez nagminne wpatrywanie się w ekran komputera). Jeszcze raz powtarzam, że to tylko przykład.

Proces twórczy na ogół zajmuje długi czas, zazwyczaj powodując rozdarcie wewnętrzne (duchowe) piszącego, czasami również jego rozdrażnienie oraz brak apetytu. Objawy powyższe są jednak normalne i nie należy się nimi przejmować. Jak również nie należy karmić osobnika na siłę, odciągać od pisanego tekstu czy też nie należy sprzątać porozrzucanych arkuszy papieru z podłogi. Trzeba natomiast skrupulatnie obserwować, czy ogarnięty nałogiem twórczym homo sapiens nie działa destruktywnie na efekty swojej pracy. To znaczy, czy pisarz nie drze w strzępy mozolnie zapisanych (zadrukowanych) kartek. Wtedy można i należy wkroczyć, zabezpieczyć narażone na zniszczenie manuskrypty (wydruki), czym prędzej oddalić się i ukryć dzieło w miejscu bezpiecznym. Najlepiej pod kluczem.

Tego typu rys sytuacyjny jest konieczny dla zobrazowania elementów behawioralnych literaturotwórcy oraz uwydatnienia specyficznego charakteru wykonywanego zajęcia. Okoliczności mogą wydawać się szokujące dla niewtajemniczonego obserwatora, aczkolwiek dogłębna analiza zachowania pozwala wysnuć daleko idące wnioski.

Po pierwsze: wbrew pozorom fakt uskuteczniania prozy nie kwalifikuje się do czynów o wysokiej szkodliwości społecznej. Oczywiście może być szkodliwy dla samego piszącego w przypadku przedawkowania kofeiny, podrażnienia śluzówki żołądka dymem papierosowym jak również w wyniku niewyspania, niedożywienia, odwodnienia, niskiego poziomu cukru (z powodu na przykład katorżniczej diety i ograniczonego dostępu do czekolady) oraz chronicznych bólów głowy. Proszę nie mylić z bólem tworzenia.

Po drugie: nałóg klasycznego pisania nie powinien być zwalczany. Istnieją również inne formy ekspresji słownej, na przykład przy pomocy farby w sprayu i muru z najlepiej białych cegieł lub otynkowanego. Taka działalność zalicza się jednak do ogólnie pojętego graffiti i nie podlega pod literaturę piękną.

Po trzecie: zachowanie współplemieńców ma ogromny wpływ na przebieg procesu pisarskiego.

Po czwarte: zachowanie pisarza ma ogromny wpływ na współplemieńców.

W punkcie trzecim i czwartym konieczna jest duża dawka tolerancji oraz kompromis.

Po piąte: pisarz, niezależnie od stopnia zaawansowania zawodowego (początkujący, przed debiutem, po debiucie, wielki) zachowuje cechy umysłu charakterystyczne dla gatunku homo sapiens. A nawet bardzo często zdarza się, że jego rozwój intelektualny ulega naturalnemu przyspieszeniu.

Po szóste: postęp cywilizacyjny zniósł panującą kiedyś w środowisku nałogowców plagę skurczów pisarskich. Obecnie komputer z edytorem tekstów zastąpił tak popularny kiedyś długopis (czy ołówek). To oczywiście stwarza nowe zagrożenia, spowodowane na przykład wirusowym zarażeniem twardego dysku. Obsługa komputera nie jest łatwa i wymaga poświęceń. Pisarz musi pamiętać, żeby na przykład nie wylać kawy na klawiaturę, nie rzucić dyskietki z tekstem w byle kąt, zawsze mieć zapas papieru do drukarki (o tuszu czy tonerze nie wspomnę), jak również ustawić odpowiednie oświetlenie. Może się nasilić związek emocjonalny między tworzącym literaturę a jego komputerem. Nie powinno nikogo dziwić, że pisarz na przykład prowadzi z nim monolog. Co innego, kiedy komputer odpowie... Ale to sytuacja skrajna i ją pominę. Zazdrość współplemieńców o maszynę nie jest wskazana. Komputer to narzędzie pracy pisarza (i nie tylko). Należy to uszanować i nie kwestionować.

Po siódme: wcześniej wspomniany ból tworzenia w niczym nie przypomina klasycznego bólu. Brak ogólnie mówiąc natchnienia, może stanowić trudny do pokonania problem. Jak dotąd nie stwierdzono naukowo, co wpływa na pojawienie się Muzy. To jest kwestia jak najbardziej indywidualna, a nałogowo piszący wypatruje jej codziennie. Pojawienie się Weny oznajmia szum skrzydeł oraz przeciągłe brzdąkanie na szarpanym instrumencie strunowym. Dla nieprzywykłych polecam zatyczki do uszu. Nie należy przeganiać przybysza kijem od szczotki i nie należy mieć za złe faktu nieudolnego lądowania. Oczywiście można wystosować pretensje o wybitą szybę w oknie lub o walające się po mieszkaniu pióra. Muza posprząta, przeprosi za kłopot i usiądzie w kącie. Nie odleci, dopóki pisarz nie skończy dzieła. Taka praca.

Po ósme: zwierzęta domowe niezwykle chętnie asystują pisarzowi podczas tworzenia literatury. Szczególnie koty. Szczególnie w nocy.

Po dziewiąte: biorąc pod uwagę wszystkie wymienione przeze mnie przykłady, definicje książkowe i obserwacje własne, mogę śmiało stwierdzić, że to jest definitywny koniec wykładu.

Dziękuję za uwagę.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez zielonomi dnia Nie 12:12, 05 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Nie 1:10, 05 Kwi 2009 Zobacz profil autora
zielonomi
zielony yeti


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Nadal żartobliwie Mruga

Adam Cebula:

Sezon ogórkowy, a tu pisać trzeba. Na przykład o pojeniu kota. Jak już nie ma o czym, a pisać się musi. Takie życie. Dla jednych nieszczęście, dla innych konieczność siedzenia przy klawiaturze w slipkach i klepania w nią mimo upału 32 stopnie. Czyli także nieszczęście.
[...]
Powiem szczerze, że na tym Starym Astronaucie ugrzęzła moja Powieść Życia, którą zacząłem klecić w wieku, jak się przekonałem na podstawie archiwaliów, nie więcej niż jakichś dziewięciu lat. Dzięki temu mogę powiedzieć, że lat wiele później, a wiele to jest chyba z osiem, albo nawet dziewięć, rozstrzygnąłem dylemat legitymacji mądrości pewnym sposobem, który był tyleż skuteczny, co nieuczciwy: uznałem, że akurat TEN astronauta jest mądry, a inni mogą być głupi, zaś o mądrości mojego astronauty wiemy z doświadczenia. Tak! Zwyczajnie bohaterowie przekonali się na własnej skórze, że ów mądrym jest i basta! Nic więc już nie stało na przeszkodzie, żeby kontynuować przepiękną opowieść o sensie bytu, zdobywaniu kosmosu, miłości, nienawiści, podstępie, pięknej astrogatorce (wtedy w powieściach bywali astrogatorzy, ale uczciwie mówiąc do dziś nie mam pojęcia, czym się taki zajmował?). Miało być o poświęceniu dla nauki, oraz kocie w butach. A dlaczego nie? Niestety, wartko rozwijająca się fabuła ugrzęzła na poważnym problemie: skoro jeden z bohaterów ma być mądry, to wypada, żeby co mądrego powiedział, albo zrobił, albo żeby ktoś choć w powieści o tym opowiedział. Tak czy owak, spadł na mnie problem, że to ja, jako autor, muszę to coś mądrego wymyślić, albowiem podjąłem się bycia Pantokreatorem wymyślonej rzeczywistości.
[...]
No cóż, sezon ogórkowy, upał jak cholera, pisać trzeba. O potworze, co wychyla główkę z jeziora, o tym, jak człek jest bardzo wpieprzony na projektantów poddasza, efekcie cieplarnianym, samowoli budowlanej oraz nielegalnym karmieniu kota przez międzynarodową grupę terrorystyczną. O tym, że piszę, choć nigdy nie wymyśliłem niczego mądrego, co mógłbym włożyć w usta bardzo starego i mądrego astronauty. Że jestem pewnie zbuntowany młodzieńczo przeciw temu całemu światu, całkiem jak ten prawie dwa razy starszy ode mnie pan, że najmądrzejsza rzecz, nie przepraszam, najbardziej znacząca, jaką mi się udało przez te ponad czterdzieści lat usłyszeć to: "Szymon, ty się nie mieszaj". Co znaczy, że już nigdy nic mądrego, tylko kłopoty...
Nie 12:12, 05 Kwi 2009 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum brukselka Strona Główna » LUDZIE HISTORII, NAUKI, KULTURY... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin