Forum brukselka Strona Główna brukselka
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Stefan Banach - geniusz matematyczny :)

 
Odpowiedz do tematu    Forum brukselka Strona Główna » LUDZIE HISTORII, NAUKI, KULTURY... Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Stefan Banach - geniusz matematyczny :)
Autor Wiadomość
guzjonna
wszystkie kolory tęczy


Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post Stefan Banach - geniusz matematyczny :)
Fragmenty życiorysu:

Banach był szczupły i blady, z niebieskimi oczami. W stosunku do kolegów był miły, ale poza matematyką nic go nie interesowało. O ile mówił, to mówił ogromnie prędko, tak jak ogromnie prędko myślał matematycznie. Miał niebywałą zdolność tak szybkiego myślenia i liczenia, że na słuchaczach robiło to wrażenie jasnowidzenia.

W roku 1910 Stefan Banach stanął w obliczu matury i w obliczu ogromnych trudności: młodemu człowiekowi w pierwszych latach gimnazjum tak dobremu uczniowi groziło osiem (!) dwój. Nawet zrozpaczony nauczyciel matematyki nie przepchnąłby go chyba przez sito egzaminu dojrzałości (mimo tłumaczenia wysokiej komisji, że mają do czynienia z autentycznym geniuszem matematycznym), gdyby nie ksiądz, mający podówczas w gimnazjum głos decydujący. Ksiądz ów wykazał zdumiewającą tolerancję, popierając matematyka: Banach był bowiem sceptykiem i nieraz wprawiał zacnego katechetę w zakłopotanie.

Gdy po maturze omawiał z Przyjacielem Witoldem Wilkoszem plany na przyszłość, obaj byli przekonani, że matematyka jest już tak rozwinięta, iż niczego nowego nie można w niej zrobić. Wobec tego na matematykę zapisywać się nie warto. Banach wybrał technikę. Później Banach - tkwiący już po uszy w matematyce - w rozmowie z prof. Andrzejem Turowiczem przyznał, że w swym młodzieńczym zadufaniu i on i Wilkosz mylili się co do możliwości twórczej pracy w dziedzinie matematyki.

Stefan Banach został odkryty dla matematyki w sposób jakby żywcem wyjęty z dziewiętnastowiecznej powieści obyczajowej lub współczesnej powieści science-fictione. Pisze Hugo Steinhaus:

,,Idąc letnim wieczorem 1916 roku wzdłuż Plant usłyszałem rozmowę, a raczej tylko kilka słów; wyrazy "całka Lebesgue'a" były tak nieoczekiwane, że zbliżyłem się do ławki i zapoznałem z dyskutantami: to Stefan Banach i Otto Nikodym rozmawiali o matematyce. Powiedzieli mi, że mają jeszcze trzeciego kompana, Wilkosza. (...) Niepewność jutra, brak sposobności pracy zarobkowej i brak kontaktu z uczonymi zagranicznymi i nawet polskimi - taka była atmosfera krakowska w 1916 r. Ale to nie przeszkadzało owej trójce przesiadywać w kawiarni i rozwiązywać zagadnień w tłoku i zgiełku. Hałas ich nie odstraszał, a Banach nawet (nie wiadomo dlaczego) wybierał chętnie stoliki blisko orkiestry."

To spotkanie Steinhausa z Banachem miało niemal natychmiastowe konsekwencje naukowe.
Steinhaus zaprosił obu młodzieńców do swego mieszkania i w trakcie długiej rozmowy opowiedział im o problemach, nad którymi od dłuższego czasu bezskutecznie pracował. W kilka dni później Banach przyniósł gotowe rozwiązanie.

Andrzej TUROWICZ - ksiądz, benedyktyn i jednocześnie profesor matematyki, absolwent UJ, przed wojną wykładał razem ze Stefanem Banachem na Politechnice Lwowskiej:
,,Banach nie tylko nie skończył studiów, ale i doktorem został w sposób dość niezwykły. Gdy rozpoczął pracę we Lwowie, był już autorem wielu doniosłych rezultatów i wciąż uzyskiwał kolejne. Jednak na uwagi, że powinien wkrótce przedstawić pracę doktorską odpowiadał, że ma jeszcze czas i może wymyślić coś lepszego, niż to, co osiągnął do tej pory. W końcu więc zwierzchnicy Banacha zniecierpliwili się. Ktoś spisał najnowsze rezultaty jego pracy, co zostało uznane za znakomitą pracę doktorską. Przepisy jednak wymagały również egzaminu. Pewnego dnia zaczepiono Banacha na korytarzu Uniwersytetu Jana Kazimierza: "Czy mógłby pan wpaść do dziekanatu, są tam jacyś ludzie, którzy mają pewne problemy matematyczne, a pan na pewno potrafi im wszystko wyjaśnić". Banach udał się zatem do wskazanego pokoju i chętnie odpowiedział na wszystkie pytania, nieświadom tego, że właśnie zdaje egzamin doktorski przed komisją specjalnie w tym celu przybyłą z Warszawy. Dziś prawdopodobnie doktoratu w ten sposób uzyskać nie można..."

Banach umiał pracować zawsze i wszędzie. Nie był przyzwyczajony do wygód i nie potrzebował komfortu, więc pensja profesorska (ok. 1000 złotych miesięcznie), powinna mu była wystarczyć. Ale zamiłowanie do życia kawiarnianego i zupełny brak mieszczańskiej oszczędności oraz regularności w sprawach codziennych wpędziły go w długi, a w końcu w sytuację bardzo trudną. Chcąc z niej wyjść zabrał się do pisania podręczników. Wspomina o tym także Andrzej Turowicz. Pomógł Banachowi wówczas profesor Fuliński, poręczając za niego u wierzycieli. Równocześnie spowodował on zmianę w polityce finansowej Banacha, skłaniając go do oszczędzania pewnej kwoty miesięcznie. Dopiero jednak dość znaczny dochód z podręczników pomógł spłacić dług, który w całości został zlikwidowany po otrzymaniu przez Banacha nagrody naukowej z PAU.

Posiedzenia matematyczne we Lwowie odbywały się w położonych w pobliżu Uniwersytetu kawiarniach, najpierw w "Romie", potem w Kawiarni Szkockiej. Stolik, przy którym siadywali Stanisław Ulam, Stanisław Mazur i Stefan Banach, należał do "najsilniejszych" stolików Kawiarni Szkockiej. Ich sesje odbywały się codziennie. A była nawet sesja, która trwała 117 godzin - jej rezultatem był dowód pewnego ważnego twierdzenia z przestrzeni Banacha, ale nikt go nie zapisał i nikt już dziś nie zdoła go odtworzyć, gdyż - jak pisze Hugo Steinhaus - prawdopodobnie blat stolika pokryty śladami chemicznego ołówka został, jak zwykle, zmyty przez sprzątaczkę. Taki był niestety los niejednego twierdzenia udowodnionego przez Banacha i jego uczniów.
Toteż wielką zasługą żony Banacha było zakupienie grubego zeszytu o twardych okładkach i powierzenie go płatniczemu w Kawiarni Szkockiej z poleceniem wydawania go na życzenie każdemu matematykowi. W ciągu kilku lat powstała z tego zeszytu tak zwana dziś Księga Szkocka, zawierająca zbiór problemów, jakie matematycy lwowscy stawiali sobie nawzajem (a zarazem i całemu światu) i rozwiązywania tych problemów. Każdy, kto stawiał problem, fundował nagrodę dla odkrywcy rozwiązania. Nagrody były różne - mała kawa, butelka wina lub żywa gęś.
Księga Szkocka, jak Lwów, zrządzeniem losu, miała bardzo burzliwe dzieje w ciągu tych kilku lat, od jej zapoczątkowania. Po wybuchu II wojny światowej do miasta przybyli Rosjanie. Pozycje z końca Księgi dowodzą jasno, że odwiedzili miasto rosyjscy matematycy. Zostawili kilka zagadnień, z propozycja nagród za ich rozwiązanie.

Stefan Banach zmarł przedwcześnie mając zaledwie 53 lata i wiele planów przed sobą. Ofiarowano mu stanowisko w nowym polskim rządzie, a mianowicie - stanowisko ministra oświaty, katedrę matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, w której objęciu przeszkodziła mu śmierć.


Każdy, kto miał do czynienia z przestrzenią Banacha, doskonale wie, o kim mowa Wesoly

[link widoczny dla zalogowanych]

Stefan Banach w wieku 27 lat. Kraków 1919 rok.


Ostatnio zmieniony przez guzjonna dnia Pią 23:15, 20 Mar 2009, w całości zmieniany 5 razy
Pią 23:06, 20 Mar 2009 Zobacz profil autora
zielonomi
zielony yeti


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Cytat:
Posiedzenia matematyczne we Lwowie odbywały się w położonych w pobliżu Uniwersytetu kawiarniach, najpierw w "Romie", potem w Kawiarni Szkockiej. Stolik, przy którym siadywali Stanisław Ulam, Stanisław Mazur i Stefan Banach, należał do "najsilniejszych" stolików Kawiarni Szkockiej. Ich sesje odbywały się codziennie.


Miałam wrażenie, że taki charakter pracy dotyczył głównie literatów; szczerze mówiąc, skro przynosi tak doskonałe efekty, powinien być wprowadzony do zawodu każdego rodzaju, może jest to jakiś pomysł na wyjście z kryzysu Mruga


Znalazłam dosyć ciekawą rozmowę z synem S. Banacha; fragment:

- Przeglądając różne opracowania biograficzne Pana ojca można się doszukać pewnych nieścisłości...

- Większość danych biograficznych dotyczących mojego ojca, które można gdzieś znaleźć, pochodzi ode mnie, lecz zanim zostały one zapisane, to niejednokrotnie ktoś coś zmienił, coś od siebie dodał i skutek jest taki, że w wielu miejscach są napisane po prostu fałszywe informacje. I tak na przykład mój ojciec urodził się 30 marca 1892 roku, a nie 20, jak jest w wielu miejscach podawane. Skąd się wziął ten błąd? Steinhaus kiedyś podczas przemówienia ku czci mojego ojca podał tę błędną datę, a inni za nim powtórzyli. Steinhaus podał też, że mój ojciec po urodzeniu został oddany na wychowanie do praczki nazwiskiem Banachowa, od której jakoby miał przez wdzięczność przybrać nazwisko. Jest to nieprawda. Owa praczka, do której został oddany na wychowanie, nazywała się Maria Płowa, natomiast nazwisko Banach jest nazwiskiem jego matki.

- Znany jest fakt, ze Pana ojciec będąc małym dzieckiem biegle władał językiem francuskim. Steinhaus pisze, ze nie wiadomo, gdzie się go nauczył.

- Ależ wiadomo. Jak już zostało tutaj wspomniane, mój ojciec został oddany na wychowanie do Marii Płowej. Jej córka - starsza o 15 lat przybrana siostra Banacha - miała przyjaciela. Był nim krakowski fotograf Juliusz Mien. Był on Francuzem i rozmawiał z ojcem po francusku. Stąd owa biegła znajomość francuskiego. Na marginesie, Juliusz Mien specjalizował się w fotografowaniu dzieci i prawie wszystkie zachowane zdjęcia mojego ojca z dzieciństwa są jego autorstwa.

- Jakie warunki materialne miał Pana ojciec w dzieciństwie?

- Aby pomóc przybranej matce, zaczął udzielać korepetycji. Początkowo z różnych przedmiotów, potem ograniczył się do matematyki, a w końcu zaczął wyłącznie przygotowywać do matury. Z czasem przybrana matka i siostra - obie były praczkami - dorobiły się i otworzyły zakład pralniczy zatrudniający 15-20 osób. Oczywiście, poprawiły się wtedy warunki materialne mego ojca.

- Kiedyś, przy jakiejś okazji wspomniał Pan, ze Pana ojciec tańczył jako student w operze.

- Będąc studentem dorabiał tańcząc za 20 halerzy mazura w drugiej parze w operze Halka. W innej natomiast operze niósł byka jako jeden z sześciu tragarzy.

- Czy interesował się sportem?

- Jako chłopak namiętnie grywał w piłkę nożną na Błoniach w Krakowie. W czasach studenckich bardzo chętnie grywał w bilard i był w tym bardzo dobry. Ale bilard był wówczas inny niż teraz. Nazywał się karambol, a czasami karambolka. Były tam tylko trzy bile. Teraz jest modny bilard amerykański. To coś zupełnie innego. Bardzo dobrze grał też w tenisa. A że był mańkutem, więc stanowiło to dodatkowe utrudnienie dla przeciwnika. Z mańkutem trudniej się gra, bo ma on inne zagrywki, niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Od niego nauczyłem się grać w tenisa.
Na marginesie, mimo że był mańkutem, to jednak pisał prawą ręką - wówczas wymagano w szkole, aby wszyscy pisali prawą ręką. Pisał prawą, ale kamieniami rzucał lewą - po tym zawsze można poznać mańkuta.

- Czy interesował się polityką? Jakie miał poglądy?

- Tak, interesował się. Gdybym jednak chciał dać panu krótką odpowiedź na drugie pytanie, to na pewno miałby pan błędne wyobrażenie o poglądach mego ojca. Sytuacja polityczna była wówczas na tyle złożona, że danie krótkiej odpowiedzi na to pytanie jest po prostu niemożliwe. Jedno mogę natomiast powiedzieć. Absolutnie nie był komunistą.

- Czy Pana ojciec odpowiadał powszechnym wyobrażeniom co do tego, jaki powinien być profesor uniwersytetu?

- Pamiętam, jak kiedyś przyszedł do gimnazjum na wywiadówkę. Moi koledzy byli zdziwieni, że nie ma on brody do pasa i że nie jest trzęsącym się staruszkiem. Takie były wówczas wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać profesor uniwersytetu. A on przeciwnie, był młodym człowiekiem łamiącym różne przyjęte formy. W latach 30. było nie do pomyślenia, aby wyjść na ulicę w koszuli a la Słowacki, to znaczy rozpiętej pod szyją i z szeroko rozłożonym kołnierzykiem. Trzeba było mieć koszulę zapiętą pod szyją i mocno zaciągnięty krawat. Pod marynarką, obowiązkowo musiała być kamizelka. Trzeba było też mieć rękawiczki, jeśli nie założone, to przynajmniej należało trzymać je w ręku. Ojciec złamał tę modę. Pamiętam, jak na przykład kiedyś wyszedł na ulicę w niemodnej wówczas koszuli z krótkim rękawem i z laską w ręku. Zaczęto później pomału odstępować od tych sztywnych rygorów odnośnie ubioru.

- Jak Państwo spędzali wakacje?

- Wakacje trwały dwa miesiące. Lipiec spędzałem na obozie harcerskim, sierpień zaś z rodzicami w Karpatach Wschodnich.

- Czy Pana ojciec zajmował się matematyką w czasie okupacji?

- Zajmował się matematyką codziennie prawie bez przerwy aż do końca życia. Także podczas okupacji. Miał olbrzymią podzielność uwagi. Mógł pracować w każdych warunkach. Bardzo chętnie w zgiełku kawiarnianym.

- Czy dużo mówił w domu o matematyce?

- Nie, nie mówił. Kiedy ja i mama kładliśmy się spać i był już spokój, to wtedy zabierał się do pracy i pracował do bardzo późna. Mniej więcej do trzeciej nad ranem.
Chciałbym jednak zaznaczyć, że miał zawsze dla mnie dużo czasu. Niedziele należały do mnie. W co drugą niedzielę chodziliśmy na mecze Pogoni lwowskiej, a gdy ta drużyna miała mecze wyjazdowe, to chodziliśmy do kina na filmy kowbojskie.

- Czy namawiał Pana do zajęcia się matematyką?

- Tak, namawiał, ale bardziej interesowała mnie humanistyka i nauki przyrodnicze. Zresztą, gdy z czasem w gimnazjum coraz lepiej poznawałem i rozumiałem matematykę, to w coraz większym stopniu zdawałem sobie sprawę, że nigdy nie osiągnę poziomu mojego ojca. Tak więc dosyć wcześnie wykrystalizowała się we mnie chęć pójścia na medycynę, a ojciec tego nie hamował. Uważał, że każdy powinien żyć z hobby.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez zielonomi dnia Wto 2:39, 24 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Nie 23:17, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum brukselka Strona Główna » LUDZIE HISTORII, NAUKI, KULTURY... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin